• Nebyly nalezeny žádné výsledky

Andrij Starodub kandydat nauk historycznych, starszy pracownik naukowy Instytut Ukraińskiej Archeografii i Źródłoznawstwa im.Mychajła Hruszewskiego NAN Ukrainy (Kijów,Ukraina) Akt terrorystyczny z 8 lutego 1923 roku, kiedy we własnej rezydencji zastrzelony został zwierzchnik prawosławnej metropolii w Polsce, metropolita Jerzy (Jaroszewski) (1872-1923), pozostaje jedną z tajemnic historii międzywojennego dwudziestolecia Polski.

Pomimo tego, że w tym konkretnym przypadku od razu znana była особоwość sprawcy, archimandryty Smaragda (Paweł Antonowicz Łatyszenko) (1885 - po 1931), oraz - przynajmniej ogólnie - wiadomo o motywach jego działania. Chodziło o rozliczenie osobistych porachunków (archimandryta był suspendowany, co uniemożliwiło jego święcenia biskupie), "zemstę" za usunięcie z ich diecezyj kilku biskupów, sprzeciwiających się polityce metropolity Jerzego, oraz próbę zawieszenia procesu odłączenia się od Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej.

Jednak fakt ten, iż zbędnym poszukiwanie sprawcy zbrodni tworzyć skomplikowane wersje jego motywacji, nie oznacza, że historia ta jest mniej detektywistyczna i zagmatwana. Śledztwo nie było w stanie udowodnić, że doszło do czegoś więcej niż działania tylko jednego sprawcy, motywowanego antypatią osobistą. Jednakże chodzilo właśnie o brak wystarczających dowodów zmowy. Nie jest faktem udowodnionym, że ręką Łatyszenki nie kierował nikt "za kulisami".

W przeciwieństwie do rosyjskiego pisarza Nikołaja Breszko-Breszkowskiego, który niemal "na gorąco" opisywał te wydarzenia w powieści kryminalnej «Ряса и кровь»

(«Sutanna i krew») (1925)[1] dość przekonująco oskarżył Smaragda o współpracę z sowieckimi służbami specjalnymi, historycy nie mogą rzucać takich oskarżeń bez powodu. Przecież w ciągu stu lat, które upłynęły od momentu morderstwa, nie upubliczniono żadnych dokumentów, które pozwoliłyby postawić kropkę nad "i"

w "tej przeklętej sprawie" (określenie jednego ze świadków wydarzeń, rosyjskiego publicysty Dmitrija Filozofowa).

Spróbujmy usystematyzować to, co wiadomo na pewno o "zaangażowaniu"

sowieckich urzędników państwowych, dyplomatów i przedstawicieli służb specjalnych w historię w historię «warszawskiego zabójstwa».

Po pierwsze, nie da się zaprzeczyć, że historia ta była ściśle «monitorowana» na najwyższym możliwym szczeblu władzy sowieckiej - w Biurze Politycznym Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Rosji (bolszewików). Co najmniej dwukrotnie wymieniona zostala w protokołach tzw. Komisji Antyreligijnej przy tym

Biurze Politycznym. 20 lutego 1923 r. komisja ta wysłuchała informacji o sytuacji związanej z zabójstwem metropolity Jerzego (Jaroszewskiego), przesłanej przez chargé d'affaires RSFSR i ZSRR w Rzeczypospolitej Polskiej Leonida Obolenskiego.

Niestety, szczegóły treści tej tajnej depeszy są nieznane, decyzja zaś w tej sprawie była niezwykle lakoniczna ("przyjąć do wiadomości"). Po raz drugi, na posiedzeniu 13 listopada 1924 roku (ciekawy, choć przypadkowy zbieg okoliczności - właśnie tego dnia patriarcha Grzegorz VII podpisał w Konstantynopolu Tomos o autokefalii Metropolii prawosławnej w Polsce), miała miejsce dyskusja o "sprawie Łatyszenki".

Konkretnie chodziło o to, czy ubiegać się o jego zwolnienie z polskiego więzienia.

Wymiana opinii pomiędzy członkami komisji zakończyła się werdyktem "Uznać, że kłopoty o SMARAGDZIE są niepotrzebne"[2].

Wspomniane wzmianki same w sobie niczego nie potwierdzają ani nie negują.

Z jednej strony można ostrożnie wywnioskować, że Smaragd nie był szczególnie

"cenny" dla strony sowieckiej - przynajmniej nie na tyle, by podejmować działania w celu zapewnienia mu zwolnienia z więzienia. Nie był on już potrzebny, a początkowe oczekiwania, iż tak bezprecedensowy mord wywołać może jakiekolwiek poważne zamieszki w Polsce nie spełniły się. Z drugiej strony świadczy to również stycznie o tym, że archimandryta-terrorysta nie stanowił zagrożenia w tym sensie, że mógłby powiedzieć polskiemu kontrwywiadowi np. o sowieckiej sieci agenturalnej. Wydaje się, że nie posiadał on żadnej «informacje sensytywnej» w tym zakresie.

Ale w takim razie dlaczego w ogóle omawiano idee o konieczności "pomocy"

byłemu archimandrycie? Dlaczego ZSRR traktował go warunkowo jako

"swojego"?

Z tego co wiemy, istnialy co najmniej trzy przyczyny takiego stanu rzeczy.

Pierwsza z nich wynikała ze stwierdzenia "użyteczności" jego przestępstwa dla ogólnej destabilizacji sytuacji politycznej w II RP. Prasa radziecka aktywnie śledziła tą historię, reportaże o procesie Łatyszenki w latach 1923-1924 okazywały się nawet w "Prawdzie" (“Правда”) i "Izwiestiah" (“Известия ВЦИК”). Główny nacisk w owych publikacjach kładziono nie na fakt ukarania za zabójstwo, lecz na rzekome bezprawne prześladowanie dysydenta niezadowolonego z "propolskiego" kursu kierownictwa Prawosławnej Metropolii Warszawskiej. Historia tego morderstwa nie znalazła się jednak w czołówkach radzieckich gazet. Gdyż pod koniec 1924 r. do ZSRR przybył z Polski oszust, podający się z siebie brata Smaragda i współsprawcę zabójstwa w Warszawie (z nadzieją, że zostanie przyjęty jako bohater oraz zostanie nagrodzony), okazało się, że niewielu sowieckich urzędników słyszało o tej historii lub zwracało na nią uwagę. Po prostu "zaginęła" na tle innych, bardziej rezonujących, prasowych sprawozdań międzynarodowych .

Druga była wpisana w "kwestię narodową" w II RP, choć i ona ostatecznie sprowadzała się do tego, że takie destruktywne elementy były dla ZSRR naturalnymi "sojusznikami". Zarówno Smaragd, jak i większość osób z nim związanych była Białorusinami (sam Łatyszenko wielokrotnie podkreślał swoją narodowość, ale nie jest znany żaden dokument napisany przez niego po białorusku).

Na początku lat 20. sowieckie służby specjalne wiązały duże nadzieje z białoruskim podziemiem komunistycznym (oraz wszelkim innym antypolskim), wspierają go w

każdy możliwy sposób. Z fragmentów akt śledztwa przeciwko Łatyszence wiemy, że to właśnie możliwość jego powiązań z "bojówkami białoruskimi" początkowo najbardziej intrygowała śledczych. Ciekawe, że nawet po tym, jak zarówno Moskwa, jak i Warszawa pozostawiły pomysł wymiany, nie został on odrzucony w Mińsku. 19 kwietnia 1925 roku Prezydium Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Białorusi, w ramach rozpatrywania "kwestii białoruskiej za granicą", postanowiło "zainicjować wymianę Smaragda Łatyszenki, skazanego w Polsce na 12 lat ciężkich robót za zabójstwo metropolity Jerzego" [3].

I wreszcie trzecia przyczyna związana była z rozważaniami nad możliwością wykorzystania takiej "wyjątkowej postaci" (mnicha, zabójcy metropolity) na potrzeby propagandy "rewolucyjnej" i/lub ateistycznej. Znamienne jest, że inicjatorem wymiany Smaragda na księdza Bronisława Ussasa, aresztowanego w listopadzie 1924 w Leningradzie, został przedstawiciel pełnomocny ZSRR w Polsce, Piotr Wojkow, który był zamieszany w zabójstwo rodziny cesarza Mikołaja II.

Przypuszczam, że "morderca Cara" (a Wojkow chwalił się tym faktem) czuł jakieś

"pokrewieństwo" z mordercom metropolity. Jednak w grudniu 1924 roku rząd polski położył kres prowadzeniu merytorycznych negocjacji na ten temat, podkreślając, że

"wymiana Łatyszenki, usposobionego nienawistnie do Państwa Polskiego, byłoby szczególnie niebezpiecznym dla naszej polityki wobec kościoła prawosławnego, a osoba Łatyszenki byłabym przez Sowietów umiejętnie wykorzystana w toku akcji zmierzającej do utrzymania niezależności prawosławia polskiego od Moskwy"[4].

Pozostaje kwestią otwartą, na ile sam Paweł-Smaragd Łatyszenko wiedział, że jego osobą «zaopiekowano» na tak wysokim szczeblu. Miał jednak jakieś (i to całkiem poważne) nadzieje na szybkie uwolnienie. Nie bez przyczyny pod koniec września 1924 roku pompatycznie odmówił odwołania się od wyroku sądu.

Najbardziej prawdopodobnym motywem była wiedza, że został wpisany na sowiecko-polskie listy wymiany. Trudno w inny sposób zinterpretować fakt, że w styczniu 1925 roku, niemal natychmiast po tym, jak stało się jasne, że rząd polski nie zgodzi się na taką kombinację, nagle "zmienił zdanie", zaczynając aktywnie odwoływać się od wyroku w sądzie wyższej instancji.

Nie sposób potwierdzić ani zaprzeczyć zarzutowi zawartemu we wspomnianej powieści "Sutanna i krew", że za usługi adwokatów Smaragda potajemnie opłacano przez rezydentów wywiadu sowieckiego . Być może są to tylko spekulacje oparte na reputacji niektórych z tych prawników (np. Tadeusz Wróblewski bronił wielu

"elementów rewolucyjnych" przed sądami jeszcze w Imperium Rosyjskim). Ale w każdym razie wydaje się dziwne, że do października 1924 roku Łatyszenka stać było na wynajęcie czterech obrońców naraz, podczas gdy w kolejnych latach z powodu braku środków musiał samodzielnie przygotowywać i składać apelacje.

Nie ma więc wystarczających podstaw dla stwierdzenia, by Paweł Łatyszenko (archimandryta Smaragd) był bezpośrednim agentem sowieckich służb specjalnych i/lub działał ściśle na ich polecenie. Nie był też naiwnym "pożytecznym idiotą", nie uświadamiającym sobie czym jest bolszewizm, ani nie podzielał zasad tej ideologii. Rozumiał bardzo dobrze i to z własnego, nader traumatycznego

doświadczenia, unikając egzekucji w roku 1919, gdy porwano go jako zakładnika wraz z innymi klerykami prawosławnymi w Krzemieńcu na Wołyniu.

Tym, co czyniło "księdza z rewolwerem" "sojusznikiem" sowieckich służb specjalnych, było to, że Smaragd (podobnie jak szereg ówczesnych hierarchów kościelnych, w tym patriarcha Tichon (Biełławin)) intuicyjnie odczuł, że wszystkie sowieckie hasła są tylko parawanem lub dewiacją chwilową. A tak naprawdę ZSRR był nowym "wydaniem" Imperium Rosyjskiego. «Wysoki» lecz ukryty cel, jakim było zachowanie "zdobyczy" tego imperium i jego wpływów (w tym poprzez struktury Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej), w pełni uzasadniał jakiekolwiek środki do jego osiągnięcia. W tym systemie poglądów za niedopuszczalną ("zdradę") uważano ścisłą współpracę z władzami państw powstałych na dawnych obrzeżach imperium. "Wasza Ekscelencjo, miałeś wstrząsać Polskа, a tyz ją wzmacniasz!" - to właśnie zdanie zapamiętane przez świadka jednego z dialogów między archimandrytą Smaragdem a metropolitą Jerzym w 1922. A pod tym "oskarżeniem" wobec Jaroszewskiego mogło się podpisać wiele osób ze środowiska Łatyszenki: od biskupa Włodzimierza (Tichoniсkiego), którego wspomniana Komisja Antyreligijna przy Biurze Politycznym KC bolszewików proponowała w 1924 roku "awansować do metropolity warszawskiego zamiast polonofila Dionizego"[5], po archimandrytę Tiсhona (Szarapowa), który - za wiedzą i "błogosławieństwem" Komisariatu Ludowego Spraw Zagranicznych ZSRR - pełnił rolę kuriera między biskupami-rusofilami w Polsce a patriarchą Tichonem w Moskwie. Dla owych postaci władza sowiecka była taka, która mogła im się nie podobać, lecz był to "rząd naszego kraju, Wielkiej Rosji", któremu musimy zostawać posłuszni "nie ze strachu, ale z sumienia" oraz dzielić i wspierać we wszystkich swoich "troskach, radościach i smutkach".

References:

1. Брешко-Брешковский Н. Н. Ряса и кровь. - Варшава: Синодальная Типографія, 1925. - 195 с.

2. Протоколы Комиссии по проведению отделения церкви от государства при ЦК РКП(б)-ВКП(б) (Антирелигиозной комиссии). 1922-1929 гг. / сост. В. В.

Лобанов. - М.: Изд-во ПСТГУ, 2014. - 381 с.

3. Татаренко А. Недозволенная память. Западная Беларусь в документах и фактах. 1921-1954. - СПб: Архив АТ, 2006. - 808 с. [12] с.

4. Wymiana więźniów politycznych pomiędzy II Rzecząpospolitą a Sowietami w okresie międzywojennym:: dokumenty i materiały / oprac. W. Materski; Instytut studiów politycznych PAN. -Warszawa, 2000. - 294 s.

5. Митрофан (Шкурин), игумен. Русская Православная Церковь и советская внешняя политика в 1922–1929 гг. (комментарий в свете веры). (По материалам Антирелигиозной комиссии) //Вестник церковной истории. – 2006. –№ 1. – С. 162–175.

WOJNA ROSJI Z UKRAINĄ W POISKICH MEDIACH